Czy Mortalium Animos zaprzecza ekumenizmowi?
Przedsoborowa encyklika papieża Piusa XI Mortalium Animos dla tradycjonalistów jest dokumentem szczególnym – ponieważ obrazuje stanowczy sprzeciw papieża wobec prób podejmowania dialogu „ekumenicznego” z różnymi środowiskami i wyznaniami nie będących w pełnej jedności ze Stolicą Apostolską i Biskupem Rzymu. Jej treść nie pozostawia żadnego cienia wątpliwości – wszelkie te dążenia są niezgodne z nauką Kościoła i powinny być bezwzględnie zabronione. Ale czy treść tego dokumentu faktycznie stoi w sprzeczności z ruchem ekumenicznym i dialogiem międzyreligijnym, który został zapoczątkowany na Soborze Watykańskim II? Otóż wnikliwa lektura tejże encykliki, jak i dokumentów posoborowych o ekumenizmie (a w szczególności dekretu Unitatis Redintegratio z tegoż soboru, jak i encykliki Jana Pawła II Ut Unum Sint uprawnia do wysunięcia wniosku, że encyklika Piusa XI nie ba zbyt wiele wspólnego z tym posoborowym ekumenizmem. Otóż ta encyklika Mortalium Animos nie tyle uderza w posoborową koncepcję ekumenizmu, co raczej piętnuje niewłaściwe i nieprawidłowe zapędy do stworzenia jedności. Przytoczmy kilka jej kluczowych fragmentów:
„Mówią, że należy więc dawne sprawy sporne i różnice zdań, które po dziś dzień są kością niezgody wśród rodzin chrześcijańskich, pozostawić na boku, z innych zaś nauk ulepić i przedłożyć wspólna regułę wiary, której wyznawanie zbratałoby wszystkich i przez co wszyscy czuliby się braćmi”.
Pokazuje to koncepcję pewnego kompromisu i dążenia, aby wiarę oprzeć na jakimś wspólnym mianowniku i w ten sposób zbudować nową wiarę, w której wszyscy czuli by się braćmi, co jest jak najbardziej niezgodne z posoborową koncepcją dążenia do jedności, która raczej stawia na zupełnie inny aspekt – a mianowicie na zmianę języka (zaprzestania wyzywania od heretyków, na wzajemnym szacunku i otwartości na słuchanie), w duchu wzajemnej modlitwy i obecności osób kompetentnych do przedstawiania swojego stanowiska, słuchaniu stanowiska przeciwnego i wspólnym poszukiwaniu prawdy. Posoborowy ekumenizm stanowczo sprzeciwia się jakimkolwiek kompromisom i podkreśla konieczność wspólnego poszukiwania prawdy. Papież we wspomnianej encyklice krytykuje pogląd, jakoby w każdej religii była jakaś część prawdy i każda na swój sposób jest dobra – a z tego wynika że dotyczy to również Kościoła katolickiego.
[…] one polegają na błędnym zapatrywaniu, że wszystkie religie są mniej lub więcej dobre i chwalebne, o ile, że one w równy sposób, chociaż w różnej formie, ujawniają i wyrażają nasz przyrodzony zmysł, który nas pociąga do Boga i do wiernego uznania Jego panowania.
Jednakże takie podejście jest zgodne również ze stanowiskiem posoborowego Kościoła, który uważa, że jest tylko jeden prawdziwy Kościół, jedna prawda i że tylko on został założony przez samego Jezusa Chrystusa.
Z tej encykliki dowiadujemy się, że taka próba dążenia do jedności mogła mieć również swoje podłoże modernistyczne i dążeń do relatywizacji prawd wiary:
[…] nie uważają prawdy dogmatycznej za absolutną, lecz za relatywną, tzn. za zmienną według rozmaitych miejscowych i czasowych potrzeb, jakoby ona nie stanowiła treści niezmiennego objawienia, lecz przystosowywała się do życia ludzkiego.
W tej encyklice papież krytykuje postawę relatywizacji (umniejszenia) władzy papieskiej, która w Kościele Katolickim jest władzą absolutną, bezwzględną nad którą nie ma władzy nawet żaden sobór powszechny.
[…] Dodają jednak zaraz, że i ten Kościół działając nieprawnie, skaził pierwotna, wiarę chrześcijańską: dołączył bowiem niektóre artykuły, których Ewangelia nie zna, a które jej nawet wręcz się sprzeciwiają. Do nich zaliczają na sam przód naukę o Prymacie, jurysdykcji przyznanej Piotrowi i Jego następcom na Stolicy Rzymskiej. Niektórzy z nich, chociaż nieliczni, chcą w prawdzie przyznać Biskupowi Rzymskiemu albo pierwszeństwo honorowe, albo jurysdykcje, albo też w ogóle jakąś władzę, która jednak wyprowadzają nie z prawa Boskiego, lecz nie jako z woli wiernych. Inni znowu zgodziliby się nawet, by Papież przewodniczył ich, co prawda, nieco niesamowitym, zjazdom. Jeżeli zresztą spotkać można wielu niekatolików, którzy w pięknych słowach głoszą braterską wspólność w Chrystusie, to przecież nie ma ani jednego, któremu przez myśl by przeszło poddać się posłusznie w nauce i kierownictwie Namiestnikowi Jezusa Chrystusa.
W tej encyklice padają też dość mocne słowa, które mogą się wydawać jako ewidentne potępienie wszelkich form ekumenizmu:
Wszyscy przecież wiemy, że właśnie Jan, Apostoł miłości, który zdaje się, że w swej Ewangelii odsłonił tajemnice Najświętszego Serca Jezusowego, a który uczniom swym zwykł był wpajać nowe przykazanie: "Miłujcie się nawzajem", że właśnie on ostro zabronił utrzymywać stosunki z tymi, którzy by nie wyznawali wiary Chrystusa w całości i bez uszczerbku: "Jeśli do was przyjdzie ktoś i nie wniesie z sobą tej nauki, nie przypuśćcie go do domu i nie powiedźcie: bądź pozdrowiony”.
[...]
Jasną rzeczą więc jest, Czcigodni Bracia, dlaczego Stolica Apostolska swym wiernym nigdy nie pozwalała, by brali udział w zjazdach niekatolickich. Pracy nad jednością chrześcijan nie wolno popierać inaczej, jak tylko działaniem w tym duchu, by odszczepieńcy powrócili na łono jedynego, prawdziwego Kościoła Chrystusowego, od którego kiedyś, niestety, odpadli.
Jednakże zauważmy, że cała ta encyklika powstała w związku z samowolnymi próbami pojednania chrześcijan, które opierały się na kompromisach, relatywizowaniu wiary, usiłowaniu do wypracowania wspólnego mianownika, zgody na odrzucenie prawd wiary katolickiej itd. Więc trudno dziwić się papieżowi takiej ostrej i stanowczej reakcji, który to chciał bezwzględnie położyć tamę na tego typu dążenia.
Natomiast porównajmy to teraz z nauką posoborową Kościoła o ekumenizmie. Zacznijmy najpierw od encykliki Jana Pawła II Ut Unum Sint
Zasadnicze znaczenie doktryny
18. Podejmując myśl, którą wyraził sam Papież Jan XXIII w chwili otwarcia Soboru, Dekret o ekumenizmie wymienia wśród elementów nieustannej reformy także sposób przedstawiania doktryny. Nie chodzi tu o modyfikację depozytu wiary, o zmianę znaczenia dogmatów, o usunięcie w nich istotnych słów, o dostosowanie prawdy do upodobań epoki, o wymazanie niektórych artykułów Credo pod fałszywym pretekstem, że nie są one już dziś zrozumiałe. Jedność, jakiej pragnie Bóg, może się urzeczywistnić tylko dzięki powszechnej wierności wobec całej treści wiary objawionej. Kompromis w sprawach wiary sprzeciwia się Bogu, który jest Prawdą. W Ciele Chrystusa, który jest drogą, prawdą i życiem (por. J 14, 6), któż mógłby uważać, że dopuszczalne jest pojednanie osiągnięte kosztem prawdy? Soborowa Deklaracja o wolności religijnej Dignitatis humanae uznaje za przejaw ludzkiej godności poszukiwanie prawdy, „zwłaszcza w sprawach dotyczących Boga i Jego Kościoła”, oraz wierne spełnianie jej wymogów. Tak więc „bycie razem”, które zdradzałoby prawdę, byłoby sprzeczne z naturą Boga, który obdarza swoją komunią oraz z potrzebą prawdy, zakorzenioną w głębi każdego ludzkiego serca.
Z tego ustępu da się wyczuć dość jednoznaczne nastawienie papieża – ekumenizm nie ma nic wspólnego z rozmywaniem prawdy, z szukaniem kompromisów i dążeniem do jedności kosztem porzucenia jakiś elementów nauki Kościoła. Dokładnie w tym samym duchu ojcowie ostatniego soboru wydali dokument o ekumenizmie Unitatis Redintegratio. Spójrzmy na kilka kluczowych fragmentów:
Przez „Ruch ekumeniczny” rozumie się działalność oraz przedsięwzięcia zmierzające do jedności chrześcijan, zależnie od różnych potrzeb Kościoła i warunków chwili, jak np.: najpierw wszelkie wysiłki celem usunięcia słów, opinii i czynów, które by w świetle sprawiedliwości i prawdy nie odpowiadały rzeczywistemu stanowi braci odłączonych, a stąd utrudniały wzajemne stosunki z nimi, następnie „dialog” podjęty między odpowiednio wykształconymi rzeczoznawcami na zebraniach chrześcijan z różnych Kościołów czy Wspólnot, zorganizowanych w duchu religijnym, w czasie którego to dialogu każdy wyjaśnia głębiej naukę swej Wspólnoty i podaje przejrzyście jej znamienne rysy. Przez taki bowiem dialog uzyskują wszyscy bliższe prawdy poznanie doktryny oraz życia jednej i drugiej Wspólnoty i bardziej bezstronną ocenę, wtedy też te Wspólnoty osiągają pełniejszą współpracę we wszystkich zadaniach, które dla wspólnego dobra stawia przed nimi sumienie chrześcijańskie, i gromadzą się, gdzie tylko się godzi, na jednomyślną modlitwę. Wszyscy wreszcie obliczają się ze swej wierności wobec woli Chrystusa co do Kościoła i jak należy biorą się rzetelnie do dzieła odnowy i reformy.
8.To nawrócenie serca i świętość życia łącznie z publicznymi i prywatnymi modlitwami o jedność chrześcijan należy uznać za dusze całego ruchu ekumenicznego, a słusznie można je zwać ekumenizmem duchowym.
Katolicy mają bowiem zwyczaj często się schodzić na tę modlitwę o jedność Kościoła, którą sam Zbawiciel w przeddzień swej śmierci gorąco wznosił do swego Ojca: „Aby wszyscy byli jedno” (J 17, 21).
W pewnych specjalnych okolicznościach, takich jak zapowiedziane modły „o jedność”, oraz na zebraniach ekumenicznych, dopuszczalne jest, a nawet pożądane zespolenie katolików z braćmi odłączonymi w modlitwie. Taka wspólna prośba jest zapewne nader skutecznym środkiem uproszenia łaski jedności i właściwym podkreśleniem więzów, które dotąd łączą katolików z braćmi odłączonymi: „Gdzie bowiem dwaj albo trzej są zgromadzeni w imię moje, tam ja jestem pośród nich” (Mt 18, 20).
9.Należy się zapoznać z duchem braci odłączonych. Nieodzowne jest do tego studium, które trzeba podejmować zgodnie z prawdą i życzliwie. Katolicy należycie przygotowani muszą zdobyć lepszą znajomość doktryny i historii, życia duchowego i kultowego, psychologii religijnej oraz kultury właściwej braciom. Do osiągnięcia tego wielce są pomocne zebrania, z udziałem obu stron, dla omówienia głównie kwestii teologicznych, gdzie by każdy występował jako równy wśród równych, byle tylko ich uczestnicy, pozostający pod nadzorem biskupów byli naprawdę rzeczoznawcami. Przez taki dialog ujawni się wyraźniej rzeczywisty stan Kościoła katolickiego. Na tej drodze da się lepiej poznać poglądy braci odłączonych i w odpowiedniejszy sposób wyłożyć im naszą wiarę.
11.Sposób formułowania wiary katolickiej żadną miarą nie powinien stać się przeszkodą w dialogu z braćmi. Całą i nieskazitelną doktrynę trzeba przedstawić jasno. Nic nie jest tak obce ekumenizmowi jak fałszywy irenizm, który przynosi szkodę czystości nauki katolickiej i przyciemnia jej właściwy i pewny sens.
Równocześnie trzeba dogłębniej i prościej wyjaśniać wiarę katolicką, w taki sposób i w takim stylu, by i bracia odłączeni mogli ją należycie zrozumieć.
Nadto w dialogu ekumenicznym teologowie katoliccy, którzy razem z braćmi odłączonymi poświęcają się studiom nad Bożymi tajemnicami, a trzymają się ściśle nauki Kościoła, powinni kierować się umiłowaniem prawdy oraz odznaczać się nastawieniem pełnym miłości i pokory. Przy zestawianiu doktryn niech pamiętają o istnieniu porządku czy „hierarchii” prawd w nauce katolickiej, ponieważ różne jest ich powiązanie z zasadniczymi podstawami wiary chrześcijańskiej. W ten sposób utoruje się drogę, która dzięki temu bratniemu współzawodnictwu pobudzi wszystkich do głębszego poznania i jaśniejszego ukazania niedościgłych bogactw Chrystusowych.
Cóż się dowiadujemy z powyższych treści? Ano przede wszystkim tego, że ruch ekumeniczny stawia sobie kilka celów. Jednym z nich jest zmiana języka i zaprzestanie wyzywania innych od heretyków, dialog w którym nikt nie powinien stawiać się nad innymi, wspólna modlitwa – a w przypadku podejmowania rozmów o charakterze doktrynalnym – powinno to być zarezerwowane wyłącznie dla osób kompetentnych, które powinny trzymać się ściśle nauki Kościoła.
Więc zatem ile współczesny ekumenizm wprowadzony na Soborze Watykańskim II ma wspólnego z zapędami tych „apostołów”, którzy byli adresatami encykliki papieża Piusa XI? Raczej niewiele!